Ocean szumiał jak
zwykle. Opowiadał skomplikowaną opowieść o dalekich brzegach, nieznanych
wyspach i cudach ukrytych na jego dnie. Jego dźwięk, niezmienny od eonów był
czymś tak wspaniale niezależnym od wszystkich doczesnych spraw i tak zwanej historii
ludzkości. Przereklamowanej.
Poza moją małą
wyprawą wojenną. Ta z pewnością nie była przereklamowana. Bo dla mnie ta mała
łupinka na falach to była ostatnia nomen omen deska ratunku. A biały żagiel,
majaczący nad głową był moją nadzieją.
Od czego zacząć? Od
tego że świat oszalał? I wszyscy zabijają się wzajemnie? Od badań w
laboratorium, gdzie udało się wreszcie wyhodować broń ostateczną, dzięki której
naprawdę można było zmienić ludzi w krwiożercze bestie?...
Tak. To chyba
dobry początek.
Intencje z
pewnością były wzniosłe. Intencje które zderzyły się z czyimś niedbalstwem,
lenistwem czy niedopilnowaniem procedur. I w efekcie uwolnieniem wirusa. Plaga
rozprzestrzeniała się bez przeszkód – czas inkubacji wynosił kilka dni, więc
przyroda i statystyka zadbała aby zaraza znalazła się na wszystkich popularnych
miejscach przesiadkowych.
Jak na rasową
infekcję przystało, nie położyła wszystkich pokotem. Przecież chorzy musieli
coś ….jeść. Walki które rozgorzały z pewnością przypominały stare dobre czasy gdy
problemy rozwiązywano maczugami i zębami. Z tym że zębami tutaj w pierwszej
kolejności. Konwenanse są niepotrzebne.
Niestety, pomimo
zaangażowania wojska, „dobrzy” (wybaczcie to uproszczenie) zaczęli przegrywać.
Tak, człowiek to bardzo bezwzględne stworzenie w walce. Dlatego też
rozproszyliśmy się, zaszyliśmy… uciekliśmy. I jesteśmy celem. Polowanie z
daniem głównym w postaci mnie samego. Naprawdę nie mogłem wyobrazić sobie nic
lepszego.
Więc uciekam.
Żywiąc się tym co złowiłem w morzu na liche zanęty i pijąc wodę ze zbiorników.
Zawczasu zacząłem już destylować wodę tak aby nie załatwić sobie nerek gdy
zabraknie tej ze zbiorników. Odrobina soli (śmieszne, czyż nie?) i możemy
przetrwać tygodnie dłużej.
Jacht można
obsługiwać jednoosobowo, jednakże wymaga to sporej ostrożności. Praktyka
wyniesiona z kilku wypraw zaowocowała bezpieczną podróżą. Akumulatory ładowały
się dzięki panelom, nocami zatrzymywałem się na kotwicowiskach…
Jako cel wyprawy
obrałem małą grecką wysepkę którą zapamiętałem ze wspólnych podróży z grupką
przyjaciół. Jak niedorzecznie wyglądały z tej perspektywy nasze rozważania o
fizyce kwantowej które prowadziliśmy taplając się w źródełku słodkiej wody. A
właśnie to źródło i bardzo mała populacja tubylców spowodowała taki a nie inny
wybór.
Mrok. Znowu mrok.
Powoli zaczynałem doceniać tą porę. Pomimo że nic nie kursowało nie odważyłem
pływać po nocy. A chwilowo nie martwiłem się za bardzo że ktoś mnie wypatrzy.
Oczywiście wszystkie systemy nawigacyjne zdążyłem zdeaktywować aby nie wygadały
gdzie się ukrywam…O ile oczywiście pozostał ktokolwiek kto byłby w stanie mnie
namierzyć.
Może jestem już
ostatni? Może mój gatunek właśnie jest dożynany i będę jak w filmie - bodajże „Ostatni Brzeg”? Tylko … nie dopłynę
do Australii. Technicznie wykonalne na tej łodzi, ale bez zapasów,
doświadczenia i załogi nie powinienem opuszczać sadzawki.
W nocy tak dobrze
można się zastanawiać nad światem. Tylko że chyba już nie ma nad czym…
Skoncentruj się, skarciłem się. Mapa, locja, kontrola mapy. Nie ma miejsca na pomyłki.
Niedługo port.
…Wpłynąłem o
czwartej nad ranem. Już wystarczajaco widno a jednocześnie niewielkie szanse na
wścibskie oczy. Na redzie groteskowo bujalo się kilka ekskluzywnych lodzi,
obecnie splądrowanych do cna, kilka turystycznych żagli i lokalne kutry.
Kilkanaście jednostek. Szybko przycupnąłem na skraju, do minimum skracając
formalności. Nie jest to łatwe cumować w pojedynkę, ale wyjątkowo spokojnie
morze pomogło mi. Z reszta nie dbałem o przesadna elegancję. Byłem na brzegu.
Cicho wszedłem przez
drzwi kapitanatu portu. Małej dwuizbowej budki na końcu długiego molo. Śpiący
bosman nie obudził się gdy się nad nim pochyliłem… I gdy wbiłem swoje ostre
zęby w jego szyje. Jakże byłem głodny…. Wreszcie mogłem się nasycić. Już
niedługo ta wyspa będzie w pełni moja. Moja i mojego rodzaju. Nie pozwolimy się
wytępić… Znowu będziemy polować na ludzkość. A stojące statki w porcie
gwarantowały ze zaraza, wirus … zbawienie rozejdzie się dalej po basenie morza
śródziemnego. Słyszałem tylko mewy walczące o żer…