piątek, 2 sierpnia 2019

Zombie nad morzem


Ocean szumiał jak zwykle. Opowiadał skomplikowaną opowieść o dalekich brzegach, nieznanych wyspach i cudach ukrytych na jego dnie. Jego dźwięk, niezmienny od eonów był czymś tak wspaniale niezależnym od wszystkich doczesnych spraw i tak zwanej historii ludzkości. Przereklamowanej.
Poza moją małą wyprawą wojenną. Ta z pewnością nie była przereklamowana. Bo dla mnie ta mała łupinka na falach to była ostatnia nomen omen deska ratunku. A biały żagiel, majaczący nad głową był moją nadzieją.
Od czego zacząć? Od tego że świat oszalał? I wszyscy zabijają się wzajemnie? Od badań w laboratorium, gdzie udało się wreszcie wyhodować broń ostateczną, dzięki której naprawdę można było zmienić ludzi w krwiożercze bestie?...
Tak. To chyba dobry  początek.
Intencje z pewnością były wzniosłe. Intencje które zderzyły się z czyimś niedbalstwem, lenistwem czy niedopilnowaniem procedur. I w efekcie uwolnieniem wirusa. Plaga rozprzestrzeniała się bez przeszkód – czas inkubacji wynosił kilka dni, więc przyroda i statystyka zadbała aby zaraza znalazła się na wszystkich popularnych miejscach przesiadkowych.
Jak na rasową infekcję przystało, nie położyła wszystkich pokotem. Przecież chorzy musieli coś ….jeść. Walki które rozgorzały z pewnością przypominały stare dobre czasy gdy problemy rozwiązywano maczugami i zębami. Z tym że zębami tutaj w pierwszej kolejności. Konwenanse są niepotrzebne.
Niestety, pomimo zaangażowania wojska, „dobrzy” (wybaczcie to uproszczenie) zaczęli przegrywać. Tak, człowiek to bardzo bezwzględne stworzenie w walce. Dlatego też rozproszyliśmy się, zaszyliśmy… uciekliśmy. I jesteśmy celem. Polowanie z daniem głównym w postaci mnie samego. Naprawdę nie mogłem wyobrazić sobie nic lepszego.
Więc uciekam. Żywiąc się tym co złowiłem w morzu na liche zanęty i pijąc wodę ze zbiorników. Zawczasu zacząłem już destylować wodę tak aby nie załatwić sobie nerek gdy zabraknie tej ze zbiorników. Odrobina soli (śmieszne, czyż nie?) i możemy przetrwać tygodnie dłużej.
Jacht można obsługiwać jednoosobowo, jednakże wymaga to sporej ostrożności. Praktyka wyniesiona z kilku wypraw zaowocowała bezpieczną podróżą. Akumulatory ładowały się dzięki panelom, nocami zatrzymywałem się na kotwicowiskach…
Jako cel wyprawy obrałem małą grecką wysepkę którą zapamiętałem ze wspólnych podróży z grupką przyjaciół. Jak niedorzecznie wyglądały z tej perspektywy nasze rozważania o fizyce kwantowej które prowadziliśmy taplając się w źródełku słodkiej wody. A właśnie to źródło i bardzo mała populacja tubylców spowodowała taki a nie inny wybór.
Mrok. Znowu mrok. Powoli zaczynałem doceniać tą porę. Pomimo że nic nie kursowało nie odważyłem pływać po nocy. A chwilowo nie martwiłem się za bardzo że ktoś mnie wypatrzy. Oczywiście wszystkie systemy nawigacyjne zdążyłem zdeaktywować aby nie wygadały gdzie się ukrywam…O ile oczywiście pozostał ktokolwiek kto byłby w stanie mnie namierzyć.
Może jestem już ostatni? Może mój gatunek właśnie jest dożynany i będę jak w filmie  - bodajże „Ostatni Brzeg”? Tylko … nie dopłynę do Australii. Technicznie wykonalne na tej łodzi, ale bez zapasów, doświadczenia i załogi nie powinienem opuszczać sadzawki.

W nocy tak dobrze można się zastanawiać nad światem. Tylko że chyba już nie ma nad czym… Skoncentruj się, skarciłem się. Mapa, locja, kontrola mapy. Nie ma miejsca na pomyłki. Niedługo port.
…Wpłynąłem o czwartej nad ranem. Już wystarczajaco widno a jednocześnie niewielkie szanse na wścibskie oczy. Na redzie groteskowo bujalo się kilka ekskluzywnych lodzi, obecnie splądrowanych do cna, kilka turystycznych żagli i lokalne kutry. Kilkanaście jednostek. Szybko przycupnąłem na skraju, do minimum skracając formalności. Nie jest to łatwe cumować w pojedynkę, ale wyjątkowo spokojnie morze pomogło mi. Z reszta nie dbałem o przesadna elegancję. Byłem na brzegu.
Cicho wszedłem przez drzwi kapitanatu portu. Małej dwuizbowej budki na końcu długiego molo. Śpiący bosman nie obudził się gdy się nad nim pochyliłem… I gdy wbiłem swoje ostre zęby w jego szyje. Jakże byłem głodny…. Wreszcie mogłem się nasycić. Już niedługo ta wyspa będzie w pełni moja. Moja i mojego rodzaju. Nie pozwolimy się wytępić… Znowu będziemy polować na ludzkość. A stojące statki w porcie gwarantowały ze zaraza, wirus … zbawienie rozejdzie się dalej po basenie morza śródziemnego. Słyszałem tylko mewy walczące o żer…

niedziela, 9 czerwca 2019

Treasury of history


Hello.

Some time ago when I clean old furniture, comming from early XX or XIX age. I've pressed by accident relief and ... as in book I found hidden section with documents, pictures and couple of personal items. Dates on documents - before and during second war. He was a teacher, lost two sons. He's surname was  Schmidt, Ziegenhals, Waldhofstrasse. I would like to return it to his family - if they still exist.

Leave a comment if you can help me!

Thanks,
m.



poniedziałek, 2 marca 2015

.::[opowiadania]









Wchodząc do swojej nory, zwanej szumnie wycinkiem farmy wariatów czy swojsko - moim miejscem pracy - mogłem myśleć wyłącznie o tym. Biała, czarna... obojętnie. Nie, niech będzie tym razem czarna... Pomyślałem odrobinę rasistowsko.
Ale słodka. Kompromis. Za dużo dyskutuję sam ze sobą.

Włączyłem maszynę, moją ulubioną maszynę... Trzy monitory rozjarzyły się błękitem i standardowym logo naszej seksownej syrenki, dumy i symbolu firmy. Hmm, przynajmniej ładna, pomyślałem odrobinę nieprzytomnie. W końcu to tylko kilka naszkicowanych kresek, które ktoś wgrał w bios'a maszyny.
Ale też ... nazwa naszego głównego serwera.
Serwera na którym istnieje moje cudo, moje dziecko... Moja duma.
Czy można być dumnym ze zbitek bajtów, który nawet nie wyposażyłem w porządny interface? Który miał dziury jak stodołą ? Fakt, nie stanowiło to problemu bo stoi za firewall'em całej firmy, ale niedoróbki aż piszczały. Za to był sklejony miłością do Mario Bross i Pac-mana.
I logiką którą ja nazywałem bardzo rozmytą...
Teoria logiki rozmytej była porządną, kulturalną teorią matematyczną. Do czasu. Nie wiem czy jej tworca przewidział iż trafi się garstka szaleńców która zrobi coś taki dziwnego  z tak pięknym tworem.

Algorytm który potrafi oszukać test Turinga... Coś jak święty gral. Maszyna której nie da się w zachowaniu odróżnić od człowieka.
Teraz czas na następny krok. Przeniesienie wszystkiego w strefę brudnych finansów i marketingu... Po co nam tysiące ludzi do obsługi call center i doradców on line? Można dać jedną buźkę ładnej dziuni, i ewentualnie ślicznego homosia... a pod spodem trochę zimnych bajtów... moich bajtów.

A dziś moje małe osobowości mają pierwsze realne zadanie.  Znaleźć na facebooku, na vimeo... użytkowników. I zagadać. Mądrze. Zaprzyjaźnić, zakumplować.
Polubić.
A potem polecić ubezpiecznie czy kredyt. W formie i języku właściwym dla odbiorcy.  Bo to nie to samo co bezduszny banner czy reklamówka. To Grzegorz, Marek, Asia... Ludzie, którzy dzielą się swoimi troskami i dobrymi radami.
Skuteczność liczona nie w promilach lecz w procentach...
No właśnie.
Kawa była taka jak lubię. Nie za słaba ale też nie totalny szatan.Uśmiechnąłem się. Do własnych wspomnień.

Na ekranie skoczyły słupki, a kubek wylądował na biurku.... Program za szybko przechodził do ataku marketingowego. Zaprzyjaźnijcie się kurde najpierw, zaklnąłem pod nosem. Dopiero potem bara - bara...

I dalej oglądałem reakcje, zachowania grup. Nie jednostek a tysięcy tysięcy. W zależności od regionu, miejsca... Ostrożność, amerykańską otwartość, zdrowy angielski sceptycyzm... Pijacką odwagę ruskich.
Nudna statystyka a za nią realne życie... Poranki, wieczory, pokazywane zdjęcia, te wstydliwe i te mniej...   A ja wyodrębniłem powoli grupę potencjalnych 'zakupowiczów'. Kilkaset tysięcy ludzi, zwyczajnie zwiedzionych moim kunsztem zer i jedynek.
Pewnie niektóre kobiety mogą okazać się rozczarowane gdyby dowiedziały się że ich obiekt westchnień nie istnieje... cóż. Inżyniera dusz, czy coś.
Minęło kilka dni. Zacząłem już otwarcie sprzedawać produkty, lecz o poranku zaintrygowało mnie iż praktycznie jednocześnie wstępne zainteresowanie wykazała spora część mojej trzódki. Uff, ale to przypadek, chwilę później krzywa ułożyła się w rozkładzie normalnym. Wszystko w porządku.

... Nie tylko ja czuwałem nad monitorem z kawą w ulubionym kubku. A zdobywca nagrody Loebnera umiał o wiele więcej ode mnie...

Pod nami w piwnicach cicho szumiały serwery.








Wieczór.
Późny wieczór, kiedy jeszcze jest ciepło, lecz nie widać wiele poza spienionymi bałwanami i piaskiem. Światło księżyca tańczy na zagłębieniach w piasku i wyrzuconych przez morze kawałkach drewna. Czy wspomniałem że jestem nad morzem? Pewnie nie...
Lecz nie jest trudno zgadnąć. Szum fal... Zapach.
Ciemna linia zieleni. Tak, tam powinien być świat. Za nią. Linia kolejowa, droga... domy mieszkańców. Twardzieli, bo w końcu morze jest fajne jedynie latem.
Prawie szkoda że ich nie ma.
Nie może być, bo... tutaj nie ma nikogo. W tym równoległym miejscu, po ciemnej stronie ziemi... Śmieszne. Tyle lat akceptowaliśmy iż istnieje mroczna strona księżyca, nigdy nie widoczna, a nie dopuszczaliśmy do siebie wizji iż... nasze miejsce także takie miejsce posiada.
Jeżeli na chwilę dopuszczamy istnienie dwóch światów, materii i antymaterii, przy których ogień i woda to dwoje przyjaciół... Trzeba założyć też istnienie bariery. A to nie cięcie noża, to miejsce posiada i swój czas i grubość... to bufor.
Nazywam to warstwą holu.
Nie jest łatwo się tu dostać. Czasami lepiej wierzyć że świat jest prosty i przejrzysty. I dla wielu to wystarcza. A To jak z przejściem pomiędzy sfinksami w filmie z dzieciństwa... Jeżeli się nie boisz to przejdziesz, jeśli nie... To nie.

Czy hol może być przytulny?
Nie. Jest spowity półmrokiem, spokojny, ale nie można mówić i kwantyfikować go zwykłymi pojęciami. To jak dyskusja z ulewą. Teoretycznie można, tylko... niewiele wnosi, poza ubarwieniem słownictwa. Szansa że krople się zawstydzą i wyparują ... jest. Ale mała. Pomijalnie mała...
Dlatego też... jestem tu sam. To nic strasznego. W zasadzie można się przyzwyczaić. A z plusów rozluźnić swoją Cilice.
Nikt nie wie... i się nie nigdy dowie. Sam na siebie nie naskarżę, w końcu komu. Też sobie?
Można na chwilę się zatrzymać. Posłuchać bałwanów, rozbijących się z wściekłością o brzeg. Woda próbuje w ciemnościach przybrać jakąś formę, jakby chciała stworzyć demona, alter ego mnie.
Zły pomysł, to byłby... coś co nie powinno jednak istnieć.
Mimo wszystko...
A może to tylko moja wyobraźnia? Bo w holu ... jestem architektem. Niestety. Moje myśli, wizje, demony... tworzę. Świat tu jest na tyle plastyczny iż może powstać każdy mój senny majak. Niestety, nie można się z niego obudzić, trzeba z niego wyjść.
Trzeba uważać o czym się marzy, bo można to otrzymać...
To jak ... wyobrażenie sobie najwspanialszego birmańskiego Dha. Perfekcji która przeskoczyła miecze japońskie. Pięknej formy o niezwykłym ornamencie w oprawie godnej wszechwiecznych królów.
I ... braku gardy, zasłony dłoni. I... tak łatwo się ześliznąć trzymając to cudo, pozostawiając na swojej dłoni krwawy ślad nieuwagi.
Nad głową rozbłysło światło. Przelot meteorytu na nieboskłonie wywołał mój uśmiech. Powinienem pomyśleć życzenie, w końcu pewnie się sprawdzi. Tyle że sam, nieświadomie ten meteoryt, odłamek wymyśliłem. Mój uśmiech... stał się odrobinę smutniejszy. Nieważne, skoro nikt i tak nie widzi.
Skierowałem swoje kroki w kierunku białej plamy majaczącej niedaleko klifu wśród zieleni. Nawet odrobinę podekscytowany, jako że nie wiedziałem co tam stworzyłem. A może to nie ja? Może ktoś inny TEŻ tu jest?
Albo ... myśl która wywołała we mnie poczucie falę zimnego lodu... Albo ja jestem produktem kogoś innego? Wymyślonym, na potrzebę chwili, lub obserwowany - tak jak ja obserwuję swoją rzeczywistość? Być kukiełką w rękach k


ogoś innego i nawet tego nie wiedzieć...
Nie, stop... to tylko doprowadzi mnie do szaleństwa.... Doprowadzi. Znowu ten sam zły uśmiech wpełzł na moje oblicze. Chyba trochę za późno, no nie? Taki mały żart... Ciekawe czy go ktoś doceni.

W międzyczasie doszedłem do celu. To ... altana ? Coś porzuconego przed latami, lub też stworzona w taki sposób aby udawać starą. A może jedno i drugie.
Paradoksy... kim jestem ? Gepetto czy Pinokio? A może ... jednym i drugim? Wstęga Mobiusa, wąż Uroboros. Znowu uśmiech, stałem się wesołym człowiekiem.
Kto w ogóle wie co to za wąż. I co lubi zjadać.
Bezużyteczna ta moja wiedza...
Altana.
Wpełzły na nią winnorośla, pracowicie wciskając się w szczeliny marmuru. Liście wydają się być czarne... W końcu to noc. Może w dzień to miejsce jest miłą ciekawostką, lecz teraz budzi ...melancholię?
Można w niej usiąść, popatrzeć na niebo przez zawalony dach. Jest tak naprawdę ... totalnie obojętna. Istnieje, pozwala odpocząć. Lecz nie ma znaczenia, nie wpływa a jedynie stanowi resztkę, parodię krzyku jej twórcy. Nie chciał być zapomniany, a jego najdłużej istniejącym dziełem stał się zakątek zieleni.
Nie wiem kim był. Czuję tylko jego ręce i wyobraźnię. Nie umiem się powstrzymać, dotykam kamieni dookoła. Najstarszych... Nic się nie dzieje... Nawet w miejscu gdzie jestem architektem nie umiem ...czuć.
Czas wracać. Mrugnięcie, sięgnięcie po kubek z kawą.
Ma czerwony znak na boku... Chyba po japońsku.
Tak, w tym kwartale wykonamy plan na poziomie 80%, ale trzeba przygotować analizę budżetu aby  nic nas nie zaskoczyło... Ok. Zajmę się tym. Proszę tylko o założenia do forecastu...



czwartek, 4 lipca 2013

..:: [Czas]




Wyobraźnia.

Coś co w jakiś sposób nas definiuje. Kim jesteśmy, co zrobimy, co już zrobiliśmy. Ucieczka od rzeczywistości, czasami trening, prezentacja a czasami nawet kłótnia :) Tu wolno wszystko.

... To fajne miejsce. Jeszcze fajniejsze gdy dookoła rzeczywistość podtyka nam obrazy czy muzykę która tylko rozwija, wspiera i utwierdza... A my podążamy dalej, pożerając wspólnie kilometry i dni. Oczywiście często jest to ślepy przypadek, ale ... kto lubi rozczarowania ? Fajnie się tak łudzić że wszystko idzie w kierunku który byśmy sobie życzyli.

Dopiero gdy dojdzie do złożenia z rzeczywistością realność przypomina z brutalną siłą gdzie jesteśmy naprawdę... Więc oczywiście łatwiej jest nie spróbować.

A może kiedyś realność zaskoczy i okaże się równie fajna jak to co sami wymyśliliśmy?
Oby.

Z drugiej strony to jak film 'Incepcja'. Przetykany efektami specjalnymi, ale jednocześnie niezwykle sugestywny, o tym że zawsze potrzeba nam jakiegoś "bączka" - odniesienie do reszty świata. Polecam, jeżeli ktoś nie oglądał - bardzo.

czwartek, 7 lutego 2013

..:: [nihil novi]


Sub Sole.


Zabawne jak często nasze życie jest pewną pętlą, czy raczej sprężyną. Pojawiają sie te same myśli, te same przemyślnia. Dzieją się podobne wydarzenia.

Poruszamy się w zamkniętych schematach. Nawet nasze marzenia są często tymi samymi sytuacjami, inaczej ujętymi lecz... bez większych zmian.

Trochę jak w szklanym labiryncie który prowadzi wzdłuż jakiegoś nieznanego wzoru. Czasami pojawia się ... skrzyżowanie. Tylko jak je odróżnić ? Skoro ściany są przejrzyste jest to niezwykle trudne.

Prawie codziennie jeździmy do pracy. I przez chwilę pomyślcie jak podobne są to przemyślenia, dziś, wczoraj podczas tej drogi... jutro.

Czasami aż boli od myślenia - w kółko.

A czasami tak lubimy.

Ostatnio zdałem sobie sprawę że przez kilka miesięcy jeździłem tuż obok starego cmentarza, pomiędzy Toruniem a Bygoszczą. Wygląda jak z książek Lovecraft'a - puste wzgórze, poprzekrzywiane stare kamienie, kuty płot. I olbrzymie, samotne martwe drzewo, dokładnie na środku. Epitafium.

Nie wiem jak mogłem tego nie zauważyć - a miejsce jest niezwykłe.
Cóż, może czasami warto się oderwać - dookoła potrafi być też pięknie. Nawet jeżeli trwa zima...

poniedziałek, 4 lutego 2013

..:: [wielka pustka]


(...)

Popatrzył na swoje dzieło. Jeszcze kilka drobnych pociągnięć, jeszcze kilka skaz do usunięcia. Tak, teraz lepiej. Dzieło jest prawie gotowe.


Choć nie, jeżeli ma przetrwać tak długo, jako efekt ciężkej pracy ... Może trzeba ją jeszcze poprawić.
Więc to zrobił.

Architekt.

Pracowicie tworzący >> Ścianę Rzeźbiarza <<.

(...)

Warto ją zobaczyć, nawet jeżeli nie gustujemy w nowoczesnej sztuce. Nie, nie znajdziemy jej w "Zachęcie" ani w "Kamienicy pod Gwiazdą".

Bo... jest zbudowana z gwiazd. A nawet nie, jest to włókno struktur i klasterów całych galaktyk. Jeżeli chcemy ją odnaleźć trzeba szukać w okolicach Drogi Mlecznej, na naszym nieboskłonie.

Szafujemy słowami których sens się zatracił... Co to znaczy olbrzymie ? Gigantyczne ?


Może inaczej. Szacunki mówią o 900 000 000 latach świetlnych długości >> Ściany Rzeźbiarza <<. Czyli światło musi lecieć dziewięćset milionów lat z jednego krańca na drugi.

A my świętujemy bliskie opuszczenie przez Voyagera 1 układu słonecznego. Czyli pokonał ok. 0,001 roku świetlnego. Jedna tysięczna część jednego roku... (a przecież leci prawie tak długo jak ja żyję).


No, miejmy nadzieję że pozostałe osiemset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów powinno pójść jak z płatka :)

To jest dopiero coś wielkiego...

Czy jest to największy obiekt w znanym nam wszechświecie ?

Nie.

Tytułowa "wielka pustka" jest jeszcze większa. To przestrzeń praktycznie bez gwiazd, galaktyk... W zasadzie w jej centrum może nie być widać niczego.
Ma ponad miliard lat świetlnych średnicy.
aksamitna cicha czerń.

Lecąc tam w środku, warto mieć ciepły koc,  kawę i może kota gdzieś w nogach. Książką też bym nie pogardził - podróż może się odrobinę dłużyć...



niedziela, 3 lutego 2013

..:: [awaken / czekając na oczekiwanie]


Niedziela, Poniedziałek, Wtorek...


Karuzela dni. Mijają z prędkością światła, odchodząc w szarą wstęgę. Mieszającą się za nami - no może za wyjątkiem kilku punktów które świecą, które zapamiętaliśmy.

Dobrze lub źle.

Kiedyś wierzyłem że to gonitwa, jak wyścig szczurów. Niestety, to nie prawda. Wyścigi mają swój koniec... A my sami tworzymy wirtualne etapy, w których umawiam iż coś się w naszym życiu zmieni, coś osiągniemy, zrobimy. 

Żart.

Tajemnica, że ważna jest sama droga jest znana wszystkim. Tyle że (praktycznie) nikt z tego nie korzysta. Łatwiej próbować wymusić aktualizację systemu w telefonie, jest to ważne...  W telefonie który najdalej za rok trafi na złom.

Jeżeli mamy szczęście można owinąć się dookoła dzieci. Tak, to niezła droga, bo przynajmniej jest to ważne i coś daje na przyszłość, jednocześnie czasami spłacając to co otrzymaliśmy (lub też nie - przekornie).

Tyle że to nie może być jedne, bo dzieci potrzebują niedługo swojej własnej przestrzeni i życia. A wtedy chyba warto być najwyżej uważnym wsparciem gdy się okazuje przydatne.  

Bo istniejemy niezależnie. 

Fakt, bardzo też pomaga zwrócenie się w kierunku sportu. Zwłaszcza gdy czyta się wyniki sport tracker'a czy nike kolegów czy koleżanek [tia, PK, BD... to o Was :) ]. Wtedy zawsze jest lepiej. Zwyczajnie, gdy się zajedzie nie ma czasu na myślenie, dopisuje humor.

Niestety, konsekwencja jest bardziej niż niezbędna... A to jest trudne. Bardzo trudne. 

A my? Pędzimy dalej. I chwilami, rozglądając się - wyrwani z tego ciągu dookoła siebie - widzimy... no właśnie. Na chwilę widzimy skupione, zacięte twarze, myśli - identyczne z tymi które sami mamy, tyle że śmiesznie nieważne [bo to przecież ja mam poważny problem, nikt inny].

Jak się w obecnym świecie wyrwać z tego koła? Im więcej słyszę porad tym bardziej się mi chce śmiać. Fakt, czasami widzę coś co dla kogoś działa (vide religia - poznałem ludzi którym to daje siłę), ale z zasady jesteśmy zawieszeni. W próżni.
Szukając...

cdn  [?]